Dbajmy o zdrowie

wtorek, 15 stycznia 2019

Dieta Dukana: długo skrywany sekret francuskiej urody

Szczupły przez lata i bez wysiłku? To proste: możesz jeść, co chcesz, byle nie w czwartki!

Minusy:
  • Sposób odżywiania, w którym podstawowym źródłem energii ma być białko, może okazać się zgubny w skutkach. Przede wszystkim powoduje przejście naszego organizmu w stan przewlekłej ketozy, czyli procesu, w którym dochodzi do spalania tłuszczów przy znacznym niedoborze glukozy we krwi. Przewlekła ketoza to zakłócenie równowagi kwasowo-zasadowej naszego organizmu i zakwaszanie go. Długotrwała kwasica ma niekorzystny wpływ na nasze zdrowie i może prowadzić przede wszystkim do odwodnienia, osłabienia i senności, nudności i wymiotów, bólów brzucha i w klatce piersiowej, a takżedo zaburzeń elektrolitowych (hipokaliemia, hiponatremia, hipofosfatemia). W niektórych przypadkach może dochodzić do odkładania się metabolitów tego składnika w nerkach, co z kolei znacznie zwiększa ryzyko częściowej lub całkowitej niewydolności narządu.
Pokój do przygotowywania posiłków w naszym biurze (bo przecież skromne wyposażenie - zlew, mikrofalówka i ekspres do kawy - kuchni jeszcze nie czyni) zazwyczaj kusił zapachami tyleż oszałamiającymi co niezdrowymi. Mieszały się tu wpływy wielbicieli pobliskiego "chińczyka", nieco bardziej odległego kebaba (u arcyprzystojnego Turka) i niewielkiej frakcji miłośników Fish and chips przywożonych gdzieś z okolic placu MDM. Tych ostatnich zresztą od dawna już proponowano obłożyć biurową opłatą klimatyczną, bo aromat dań podgrzewanych przez nich w służbowej mikrofalówce zabijał wszystkie inne i rozprzestrzeniał się jak burza po wszystkich pokojach. Ostatnio jednak obiadowe aromaty ku mojej satysfakcji wyraźnie osłabły. Za to pracownicy w okolicy lunchu zaczęli krążyć z tajemniczymi, przywleczonymi z domu plastikowymi pudełkami i pojemnikami.

- Co tam masz?

- Sałatę z indykiem.

- Ja jeszcze nie mogę.

- Ja mogę dopiero po szesnastym

- A ja od dwudziestego znowu nie mogę. Mam tylko kurczaka.

Prowadzą skomplikowane wyliczenia, wyznaczając dni, kiedy mogą jadać to, czy inne danie. O co chodzi? O dietę Dukana, ostatni hit dietetycznej mody. Zawładnęła przebojem naszą małą biurową

społecznością. Podzieliła nas na tych, którzy są na dukanie, planują być na dukanie oraz czytają o dukanie, żeby być na dukanie. Szaleństwo rozpoczęło się we Francji, W Polsce społeczność aktywnych użytkowników forum o diecie na stronie dieta-dukan.pl liczy sobie 8 tys. członków, a oficjalna angielskojęzyczna strona chwali się milionami użytkowników, którzy przystąpili do klubu.

Dieta obiecuje szybkie efekty, brak dręczącego uczucia głodu podczas stosowania, urozmaicony jadłospis, a przede wszystkim, że nigdy, przenigdy nie dopadnie nas efekt jo-jo. Jednym słowem - uwolnienie od nadmiaru tłuszczu od zaraz i na zawsze. Pod jednym wszak warunkiem:

zachowania reżimu białkowych czwartków. Ale zacznijmy po kolei.

Cztery kroki do szczęścia

Kuracja dzieli się na cztery etapy. W pierwszym - nazwanym szumnie uderzeniowym - wolno jeść wyłącznie produkty wysokobiałkowe: chude mięso, podroby, ryby, owoce morza, drób (z wyjątkiem kaczki i bez skóry); jajka i chudy nabiał (ser żółty jest wykluczony). Zaleca się zjadanie rankiem dwóch łyżek otrąb, żeby uniknąć zaparć. Tak żywimy się przez pierwszych kilka dni - od jednego do dziesięciu. Waga wówczas leci w dół na łeb na szyję.

W kolejnym etapie - zwanym etapem utraty wagi - reżim zostaje złagodzony, wolno już sięgnąć po warzywa, czyli wzbogacić jadłospis pewną dozą węglowodanów. Ale uwaga: nie za wiele - tylko co drugi dzień, albo w rytmie: tydzień wysokobiałkowy (jak w etapie pierwszym) plus tydzień, w którym dozwolone jest dodanie sałaty do kurczaka. Zasady diety dopuszczają też system 5 dni białkowych/5 białkowo-warzywnych lub nawet 2 dni białkowe/5 białkowo-warzywnych. Jak długo trwa ten etap?

Ano, do skutku. Czyli do uzyskania wymarzonej wagi.

W trzecim etapie - utrwalania wagi - na horyzoncie pojawiają się desery: wolno już sięgnąć po owoce (ale najwyżej jedną porcję dziennie). Wolno sobie też pozwolić na drobne węglowodanowe grzeszki -

dwie kromki pełnoziarnistego pieczywa dziennie i dwa razy na tydzień - produkty skrobiowe. Można też jadać żółty ser, choć w bardzo ograniczonych ilościach. Dwa razy w tygodniu można też pozwolić sobie na rzeczy całkowicie do tej pory zakazane - pizze, wino, lody czy cokolwiek, o czym marzymy od tygodni. Jeden dzień w tygodniu natomiast poświęcamy na ostry reżim wysokobiałkowy - wolno wtedy żywić się tylko produktami dozwolonymi w fazie pierwszej. Ile czasu trwa ten etap?

Każdy wylicza go sobie indywidualnie w zależności od utraconej wagi: dziesięć dni nowej diety na każdy zrzucony kilogram. (Jeśli zrzuciliśmy do tej pory 12 kilo, trzeci etap trwać będzie trzy miesiące).

Ostatni etap - to faza stabilizacji. Jeść można w zasadzie wszystko, pod warunkiem że nie będzie się zapominać o otrębach, nie zgubi zdrowych nawyków nabranych podczas kuracji oraz - dla przypomnienia - w każdy czwartek sięgać się będzie wyłącznie po produkty wysokobiałkowe, te dozwolone w pierwszej, uderzeniowej fazie kuracji. W ostateczności, czwartek można zamienić na środę lub piątek.

Fizjologia i psychika

Dziewczyny w moim biurze chudną na potęgę, co ciekawe, odnoszę wrażenie, że "odchudzanie na dukanie" wkręca też panów. Może dlatego, że zasady są proste, nie wymagają liczenia ani kalorii, ani indeksu glikemicznego, ani zastanawiania się, ile można zjeść, a może z uwagi na "męski", mięsny jadłospis.

Jak to działa? Czyżby dietetyczny cud? Ostateczne pożegnanie ze znienawidzonymi kaloriami?

Bynajmniej. Cudów nie ma, w przyrodzie nic nie ginie, więc możecie być pewni, że cały nadmiar "paliwa" pochłonięty podczas posiłków zostanie przerobiony na zapasy i zmagazynowany w postaci tłuszczu. Dlaczego więc "dukanowcy" chudną? Ano, przyjmują mniej kalorii, niż wynosi ich

zapotrzebowanie, mniej, niż zwykli jadać, zanim rozpoczęli kurację. Ale u licha, jak to jest możliwe, skoro nie muszą się ograniczać? Z opublikowanych dwa lata temu badań wynika, że wysokobiałkowe,

niskowęglowodanowe diety, oparte na zasadzie "jedz ile chcesz, ale nie, co chcesz, lecz wyłącznie mięso" są - przynajmniej na krótką metę - skuteczniejsze niż tradycyjne, niskotłuszczowe i niskokaloryczne. W ciągu pół roku na dietach wysokobiałkowych badani tracili średnio 13 kg, podczas gdy w grupie kontrolnej, katowanej restrykcyjną dieta niskokaloryczną ubytek wagi nie przekraczał 6 kilogramów.

To dlatego, że w procesie trawienia białka powstają ciała ketonowe, które skutecznie tłumią apetyt. W rezultacie, chociaż nie krępują ich żadne ograniczenia ilościowe co do spożywanych posiłków, "dukanowcy" nie jedzą, bo... im się nie chce. Dodatkowo, wykluczenie z jadłospisu węglowodanów chroni ich przed gwałtownymi wyrzutami insuliny, po których niejednego potrafi dopaść atak wilczego głodu. Jak widać, sukces tej diety oparty jest w dużym stopniu na czynnikach psychologicznych: jest łatwa (nie trzeba niczego liczyć), w pierwszej, wyłącznie białkowej fazie chudnie się bardzo szybko, zaś natychmiastowe efekty dodają motywacji, a podczas kuracji unika się przykrego poczucia głodu. Trudno też narzekać na nudę - kolejne wydania pierwszej książki "nie mogę schudnąć" podają coraz to nowe, urozmaicone przepisy, wyszła też książka z recepturami

przystosowanymi specjalnie do polskich warunków i upodobań.

Droższe, czyli skuteczniejsze

Potrawy proponowane przez doktora Dukana są drogie i sprawiają wrażenie wyrafinowanych i wykwintnych. To również znakomicie wprost działa na samopoczucie. Mamy wrażenie, że dieta nie spycha nas gdzieś na kulturalne doły, wprost przeciwnie, wraz z nowym sposobem odżywiania dajemy sobie przysłowiową odrobinę luksusu. A poza wszystkim, jak wykazały badania nad efektem placebo, im droższa kuracja, tym skuteczniejsza. Słowem, mamy większą szansę schudnąć na diecie wymagającej znacznych finansowych nakładów niż na identycznej, ale dostępnej dla każdej kieszeni.

Zupełnie dodatkowym efektem jest to, że ganianie po sklepach i szukanie zalecanych przez Dukana mięczaków jadalnych, płaszczek, jeżowców, mątw, labraksów, łupaczy czy gardłoszy, pozwoli spalić całkiem niemało energii. - Bez przesady z tymi łupaczami - zbywa moją lekką kpinę Agnieszka (czwarty tydzień na dukanie, minus siedem kilo). - Wszystko sobie można dopasować - ja na przykład nie mam czasu na gotowanie, więc ograniczam się do piersi kurczaka albo smażę sobie steka z polędwicy. Na teflonie, żeby nie było tłusto. No i popijam to wszystko colą albo pepsi w wersji light, „klubowym napojem »dukanowców «" - śmieje się.

I cóż, że to modne?

Lekarze i dietetycy nie są dietą Dukana zachwyceni. Jednym głosem podkreślają, że taka ilość białka w pożywieniu nie jest obojętna dla zdrowia, nadmiernie obciąża wątrobę i nerki, grozi rozwojem miażdżycy, nadciśnienia i zwiększa ryzyko zachorowania na nowotwory jelita grubego. A przede wszystkim (patrz rozmowa z prof. Małgorzatą Kozłowską- Wojciechowską), szkodzi układowi nerwowemu. Faktycznie, jak pokazał eksperyment przeprowadzony w zeszłym roku przez badaczy z amerykańskiego Tufts University, komórki nerwowe osób pozostających na dietach wysokobiałkowych nie funkcjonują zbyt dobrze, co przekłada się na osłabienie koncentracji, pamięci i spostrzegawczości.

No, tak bardzo chyba przez te pół roku nie zgłupiejemy - zgodnym chórem przeciwstawiają się moim obawom koleżanki zza biurka. A przecież sama nadwaga jest też okropnie szkodliwa. Wolimy wybrać mniejsze zło. Lekarze straszą, ale sami nie potrafią zaproponować kuracji dla ludzi, a nie chodzących ideałów z żelazną wolą. Zaczynałyśmy już kilka diet i nigdy nie udawało nam się wytrwać dłużej niż kilka tygodni, a na dukanie bez problemu dajemy radę już drugi miesiąc.

Fachowcy podkreślają też, że to nic więcej, jak tylko chwilowa moda, która przeminie, pozostawiając nas z naszą nadwagą i nadzieją, że już niebawem pojawi się kolejna cudowna kuracja.

- I cóż że moda, skoro działa? - wyśmiewa moje niepokoje Sławek, któremu udało już się zrzucić prawie 30 kilogramów i spokojnie, systematycznie chudnie dalej. Jeszcze 10 kilo i wystarczy - deklaruje (startował z ponad 120 kilo, jego celem jest osiemdziesiąt). I wiesz co? - mówi z dumą. Przede wszystkim przestałem się zapychać byle czym. Jedzenie przestało być dla mnie procesem bezmyślnym. Wybieram chude mięso, nie jem jak wcześniej bułek z masłem, rozsmakowałem się w warzywach. Zero pustych kalorii, śmieciowego jedzenia. No dobrze, trochę mi się ckni za dobrym winem.

Faktycznie, patrząc na to, jak jada Sławek, mam wrażenie, że stał się jakby bardziej wyrafinowany. Eksperymentuje z nowymi, egzotycznymi smakami. Dyskutuje o sposobach przyrządzania ryb i brokułów, a jego autorstwa indyk w karczochach, którym częstował z okazji przejścia do trzeciej fazy dukana, zyskałby zachwyt samego prześwietnego Macieja Nowaka, recenzenta "nieba w gębie", gdyby ten zabłąkał się był akurat w okolicach pracowniczej kuchenki.

Kuracje, które kolegów z pracy przekształcają w arbiter elegantiae o nienagannych sylwetkach, godne są najwyższej uwagi.

Mózg na diecie

Czyżbyśmy w końcu, po latach poszukiwań, trafili na dietę bez wad? - pytam dietetyka, prof. Małgorzatę Kozłowską- Wojciechowską z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

- Niestety, nie. Jako lekarz jestem przeciwna wszystkim niezrównoważonym dietom, opartym tylko na jednym, wybranym składniku pokarmowym. Kuracja zalecana przez Dukana nie dostarcza odpowiedniej ilości węglowodanów ani niezbędnych dla zdrowia tłuszczy. Za to zdecydowanie zaleca zbyt wiele białka. A choć białko jest bezwzględnie bardzo wartościowym pokarmem, to nasze możliwości przyswajania go są ograniczone. W wyniku spalania białka powstaje cała masa szkodliwych produktów - mocznik, amoniak, ciała ketonowe. A ten brak apetytu, który się pojawia, gdy tylko przechodzimy na żywienie niemal czystym białkiem, to właściwie objaw zatrucia organizmu tymi produktami przemiany materii. A jeśli jest ich zbyt wiele - nerki mogą sobie nie poradzić z takim wyzwaniem. Ale przede wszystkim nadmiar białka jest szkodliwy dla mózgu.

Dla mózgu? Jak to możliwe?

- Mózg oddycha węglowodanami, glukozą! Oczywiście, istnieje rezerwowy mechanizm: w

przypadku braku węglowodanów, organizm może uzyskać glukozę także z przyswajanych białek albo nawet z własnych rezerw tłuszczowych. Taki proces jest energochłonny - i między innymi dlatego się chudnie - ale na dłuższą metę może być szkodliwy.

W diecie Dukana kryje się pewna pułapka. Otóż jej trzeci etap, utrwalania wagi, ciągnie się tym dłużej, im więcej kilogramów udało się zrzucić. Więc jeśli ktoś stracił, dajmy na to 15 kilo, na takiej niezrównoważonej diecie, musi być przez pół roku albo i dłużej! A to stosunkowo nowa metoda. Liczy

sobie dwa czy trzy lata i brak jest badań, które oceniałyby jej wpływ na zdrowie.

Ta dieta trochę przypomina mi modną kilka lat temu dietę Atkinsa.

- Tamta była jednak trochę lepiej zbilansowana. Kazała co prawda unikać węglowodanów, ale - w przeciwieństwie do Dukana - zezwalała na dodatek tłuszczu, który w końcu jest niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania układu nerwowego.

Jednak Dukan gwarantuje, że odchudzanie nie skończy się efektem jo-jo. To wielki plus.

- A słyszała pani o jakiejkolwiek nowej diecie, która by rozpoczynała się od ostrzeżenia, że należy się spodziewać po jej ukończeniu mocnego przybrania na wadze? Ja mam pacjentów, którzy eksperymentowali z tym sposobem odżywiania i teraz monstrualnie utyli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz